99-te zdjęcie z poprzedniej podróży, to pożegnanie ze starą dziką ścieżką, która zaczynała się za naszym budynkiem. Teraz, od razu po przyjeździe, idziemy sprawdzić jak zmieniła się w przyjazny naturze, uporządkowany deptak.
Dróżka otrzymała nazwę Via Pecuaria, czyli droga dla zwierząt gospodarskich. Faktycznie, czasami przepędzane jest tędy stado owiec :) .
Wszędzie otaczają nas łąki pełne kwiatów, królują złocienie.
Zrywamy bukiety do wazoników.
Na obrzeżu naszej miejscowości Playa Honda znajdują się pola obsiane zbożem.
Palmowa niedziela – robimy sobie zdjęcia z palmami ;).
W Wielki Czwartek wieczorem jedziemy 3 km do portu w Cabo de Palos, gdzie odbywa się niezwykła procesja. Na jej początku idzie grupa trąbiąca w morskie muszle.
Zakryte w ten sposób twarze uczestników procesji i przejmujące dźwięki bębnów robią niesamowite wrażenie. To tradycja w całej Murcji.
W tym miejscu zawsze celebruje się związek ludzi z morzem.
Każda grupa wyróżnia się innymi szatami i posiada własną orkiestrę.
Na tle ciemnego nieba, rytuał obchodów Wielkiego Czwartku w porcie jest bardzo podniosły i wręcz magiczny.
Złoto – czerwone szaty kolejnej grupy. Podziwiamy wielkie zaangażowanie uczestników.
Kolejną figurę niosą wyłącznie kobiety.
Z rąk dzieci oraz ich rodziców otrzymujemy słodycze i pamiątkowe obrazki „Jueves Santo Cabo de Palos”.
Grupa wyróżniająca się szkarłatnym kolorem szat.
Jedna z najważniejszych figur.
A tu znowu złoto i lampiony.
Z końcem procesji udajemy się na parking, żeby bezpiecznie stąd wyjechać. Całe miasteczko jest dzisiaj bardzo zatłoczone.
Nasza koleżanka z Los Belones, także po raz pierwszy spaceruje nową ścieżką.
Znowu odwiedzamy ją w jej wiejskim domu, ale najpierw robimy zdjęcie drzewka pomarańczowego rosnącego na podwórku.
Wzięło nas na naleśniki z dżemem z moreli rosnących za oknem…
Potem dopychamy się pysznymi ikonicznymi angielskimi czekoladkami marki „Hotel Chocolat” :P
Czarny kotek Margarity, u niej na patio.
Na święta jak zawsze piekę mazurek, sieję rzeżuchę i kupujemy w ulubionym sklepie sieci Mercadona ugotowane, pomalowane jajka.
Tutejszy artysta malarz, który wcześniej pięknie ozdabiał budowle na plaży, pomalował także smutne betony na wjeździe do naszej urbanizacji.
Przed sklepem.
Zaraz po świętach w Murcji odbywają się obchody „Pogrzebu Sardynki”, które opisywałam już wcześniej. Fot. Facebook #entierrodelasardina)
W noc "pogrzebu" na ulicach pojawiają się platformy inspirowane bogami olimpijskimi i mitycznymi stworzeniami, przynosząc zabawę i radość. Zgodnie z tradycją, tłumowi, a zwłaszcza dzieciom, rozrzucane są zabawki i różne gadżety. (Fot. Facebook #entierrodelasardina)
Wysoka palma, która rośnie przed naszym oknem, dzisiaj została mocno przycięta. Dla nas to wydarzenie egzotyczne :).
Kupujemy szafkę do kuchni, która będzie spełniała podwójne zadanie.
Tył szafki pomalowany farbą tablicową skutecznie wypełnił przestrzeń w przedpokoju.
W górnych okienkach tarasu Andrzej montuje niebieskie płytki szklarniowe, które maskują rulon z markizą i dodają przytulności.
Po świętach jedziemy do sąsiedniego miasteczka La Union, w którym znajduje się punkt obsługi klienta ‘Iberdroli’. Udaje nam się obniżyć taryfę, więc rachunki za prąd spadają o połowę.
Dzika kotka ‘Banana’ każdego ranka siedzi pod naszymi oknami i czeka na śniadanko.
Często razem z nią siedzi jej ruda mama.
Andrzej wychodzi z puszką karmy, a koty biegną za nim :).
Nasz niewielki zabudowany taras jest ulubionym miejscem w domu.
W słoneczne i gorące dni, wzorem Hiszpanów, stosujemy zaciemnienie.
Wieczorny nastrój…
Codziennie chodzimy na spacery i robimy zdjęcia niezwykłym roślinom. Piękny fikus.
Nadmorska łąka pełna kwiatów.
Bulwar obok naszego domu w godzinach porannych jest jeszcze pusty.
Na plażach wzdłuż linii wody, leżą niebieskie dywany utworzone ze szczątków kolonijnych stułbiopławów z żagielkami - Velella velella, dalekich kuzynów meduz.
W porcie Cabo de Palos ustawiono ławeczki w kształcie książki.
W ten sposób oddano hołd miejscowemu pisarzowi Arturowi Pérez-Reverte.
Śmieszny zegar z opon na placu zabaw Caravaningu Capfun, gdzie często spacerujemy.
Dzisiaj widok z okna urozmaiciły dwa duże jachty.
Na patio ktoś zasadził mnóstwo kolorowych kwiatków.
Nasz przydomowy basen.
Znowu zamieszczam kilka zdjęć zachodów słońca.
Wieczorne widoki są zachwycające.
Tę trójwymiarowość oddaje nawet płaska fotografia.
Dzisiaj niebo się podzieliło…
Mrocznie i romantycznie.
Pod koniec maja wracamy do Polski. W prowincji Alicante mijamy kilka takich zameczków na wzgórzach. Ten - niedaleko tunelu Villena.
Zbliżamy się do Pirenejów, w oddali widać ośnieżone szczyty.
Chwila odpoczynku nad Río Aragón, niewielkim tutaj lewym dopływem Ebro.
A to już żółty budynek naszego schroniska „Albergue Turístico Rio Aragon” w zimowym pirenejskim kurorcie Canfranc Estación.
W schronisku można skorzystać ze świetnie wyposażonej kuchni i jadalni.
Po kolacji idziemy na spacer i podziwiamy miejscową architekturę.
Śliczne górskie zakątki…
Ujarzmiony potok spływający aż do elektrowni wodnej.
Miejscowy kościół.
Największą atrakcją tego miejsca jest zabytkowy nieczynny dworzec kolejowy, na którym zatrzymywały się pociągi kursujące między Francją a Hiszpanią. Canfranc Estación jest miejscowością graniczną.
Przepiękny przystanek autobusowy.
Zrobiliśmy jeszcze jedno zdjęcie z bliska.
W sklepie z pamiątkami Andrzej jak zwykle kupił kubeczek.
Bardzo oryginalna sklepowa wystawa.
Otwarty w 1928 roku graniczny dworzec kolejowy to charakterystyczny, długi budynek. Obecnie został przekształcony w luksusowy hotel Canfranc Estación - znany jako „Królewska Kryjówka”, jedyny tej klasy w Aragonii. Można go zwiedzać z przewodnikiem.
Rankiem wyruszamy w trasę. W wysokich Pirenejach można oglądać takie piękne chatki, dzisiaj robię lepsze zdjęcie.
Chmury schodzą bardzo nisko, tworząc niewielkie zamglenia.
Gdy wyjeżdżamy z mrocznych gór, pogoda robi się bardziej słoneczna.
Zatrzymujemy się w Trensacq (w Nowej Akwitanii), malowniczej francuskiej wiosce przyjaznej zmotoryzowanym turystom. Robię zdjęcie pięknym kaliom.
W Trensacq jemy śniadanko.
Przedostatni etap podróży zaczynamy od spokojnej drogi przez pola i łąki.
Jeszcze we Francji, niedaleko niemieckiej granicy, możemy oglądać poranne loty balonów.
Po noclegu w Brehnie zmierzamy już do polskiej granicy. Na autostradzie zauważamy, że farmy wiatrowe w Niemczech znacznie się w ostatnim roku powiększyły.