Z końcem marca 2024 lądujemy w Alicante. Hiszpańska koleżanka odbiera nas z lotniska. Jestem po operacji drugiej stopy.
W Playa Honda wita nas dość wietrzna pogoda, ale słońce jest już letnie.
Bulwar obok naszego domu. Plaże są systematycznie bronowane, nawet jeśli nikt z nich jeszcze nie korzysta.
Jedziemy na zakupy do Kartageny, do centrum handlowego oddalonego o 26 km.
W tym roku żywa ściana obok wejścia zawiera kolorowe kwiaty.
Kupujemy do mieszkania rattanowe żyrandole :)
Plażowy bar Zankara otworzy się dopiero w maju, ale już teraz nasz przyjaciel i sąsiad Miguel przeprowadza prace konserwacyjne.
Mijając Zankarę wędrujemy dzikim brzegiem Mar Menor i napotykamy kormorany. Jeszcze w tym roku ma tu powstać wygodna ścieżka ekologiczna.
Fotografujemy urocze siedliska ptaków i owadów.
Jest to strefa chronionego krajobrazu obejmującego słone podnóża wzgórz.
Moja operowana stopa potrzebuje chwili odpoczynku.
Piękny nowy plac zabaw z boiskami do grania w bule. Pod nim znajduje się podziemny zbiornik retencyjny ogromnych rozmiarów, który odbiera wodę z nowej kanalizacji burzowej. Hiszpanie wyciągnęli lekcję z powodzi, która nawiedziła wybrzeże w 2019 roku.
Znowu spędzamy tutaj Wielkanoc, ale tym razem nie piekę ciasta.
Po świętach w regionalnej telewizji oglądamy tradycyjne obchody "Pogrzebu sardynki" w mieście Murcja. Studenci w strojach dawnych żaków są gospodarzami ulicznych parad. (fot. Laverdad.es)
Sardynka - główna postać uroczystości. (fot. Laverdad.es)
Liczne pokazy i parady wpisują się w doroczne święto wiosny. (fot. Laverdad.es)
Na koniec obchodów symboliczna sardynka zostaje spalona w asekuracji strażaków. (fot. Laverdad.es)
Włóczymy się po półwyspie La Manga. Konik morski jest symbolem tego miejsca i okolic Mar Menor.
Piękne przystanki autobusowe.
Małe stacje transformatorowe mogą być ładne...
Spacerujemy wzdłuż głównej ulicy La Mangi.
Imponujące skupisko palm.
Fajne te malunki :)
Trzeba przywyknąć, że w parkach suchej Murcji nie rośnie trawa.
Nad Małym Morzem regularnie spotykamy dwie czaple mające swoje odrębne terytoria. To czapla biała.
W drugim końcu plaży - czapla siwa, akurat podrywająca się do lotu.
Nasz bulwar zamienia się w żwirowy deptak, którym docieramy do Cabo de Palos.
Po drodze podziwiamy drzewka pomarańczowe...
... i piękne, naturalne kompozycje egzotycznych roślin.
A w domku po polsku - znowu kisimy kapustę :)
Gdy tylko odpowiednio powieje, Andrzej śmiga na desce.
Błogostan po windsurfingowym szaleństwie.
Ktoś tutaj w Playa Honda maluje pióra swoim gołębiom... to smutne.
Stare, spokojne kocisko napotkane na caravaningu.
Kiedyś przywieźliśmy z Polski chrupki dla kotów i dokarmiamy nimi niektóre dzikusy.
Hiszpańskie koty łapią nie tylko myszy... to zdjęcie pozyskałam z facebook'a.
Nasz dziki kot, poznaje nas od lat. Nazywamy go 'Bananem', bo lubi spać w donicy z tym drzewkiem - u nas na patio. Nie daje się podejść, jest bardzo ostrożny.
To jego mądra kocia mama i jej inny potomek, który nie odstępuje starej kocicy na krok.
Któregoś dnia ciężarówki zrzuciły na plaży mnóstwo żółtych pływaków.
Potem, za pomocą łodzi, boje zostały rozmieszczone na morzu wzdłuż plaż, wyznaczając strefy kąpieli i żeglugi.
Nasze północne brzuszki nie bardzo garną się do tłustego hiszpańskiego jedzenia, obiady gotujemy więc sami.
Jemy zwykle przed 14-tą a Hiszpanie wieczorami, wówczas, kiedy my nie spożywamy już prawie nic.
Spotkanie ze znajomymi, w ulubionym przez Brytyjczyków plażowym barze El Refugio.
Siedzę u niej w ogrodzie pod starym drzewem oliwnym, z którego owoców tłoczona jest domowa oliwa.
To niewysokie drzewko jest pełne cytryn, o tej porze roku spotykamy je w wielu ogrodach.
Jak tu widać, papugi mnichy mają dostosowaną, maskującą barwę upierzenia ;)
W Cabo de Palos otworzył się kolejny chiński dom towarowy. Można w nich kupić bardzo przydatne drobiazgi w dobrych cenach; są tu produkty marek hiszpańskich, francuskich i nawet szwajcarskich.
W porcie Przylądka Palos. W tym miejscu zostanie stworzona nowa przestrzeń rekreacyjna.
Jedyny deszcz podczas naszego pobytu. Pada tutaj raz na kilka miesięcy i wszyscy czekają na te opady. Susza w południowej Hiszpanii jest coraz bardziej doskwierająca.
Zawsze w pierwszą niedzielę maja Hiszpanie obchodzą Dzień Matki.
Spacer wzdłuż plaży przy zachmurzonym niebie to rzadkość.
Kwiatki na bulwarze radzą sobie mimo suszy.
Zmieniam firanki w sypialni, a potem obszywam je muszelkami zakupionymi w pasmanterii ;)
Lubię tutaj bawić się rękodziełem. Poszliśmy pozbierać trochę suchych palmowych liści.
Postanowiłam odmienić szklaną hermetyczną sufitową lampę na tarasie. Palmowe liście i surowy sznurek okazały się całkiem dekoracyjnym tworzywem.
Wieczorem nowa lampa daje przyjemne światło.
Do kompletu okleiłam liśćmi gołą żarówkę, która ładuje się słońcem.
Powstała palmowa nocna lampka, która świeci w oknie nawet wtedy, kiedy nas tu nie ma.
Andrzej poszedł wyrzucić resztki liści i okazało się, że w garażu wyskoczyło z nich to siedmiocentymetrowe stworzenie. Szarańcza egipska ze strasznymi pasiastymi oczami... dobrze, że nie została u nas w mieszkaniu :)
Na sznureczku powiesiłam moje malowane kamyki i znalezione muszelki z dziurką zrobioną przez ośmiornicę.
Któregoś ranka obudził nas hałas dochodzący z ulicy. Okazało się, że sąsiad z góry transportuje hiszpańskim sposobem duże przedmioty na najwyższe piętro. Ruchomą drabiną pojechała lodówka, kuchenka i mnóstwo innych rzeczy.
Nasz niewielki taras nabiera stylu boho, kupujemy naturalny dywanik.
Znowu bawię się sznurkami i powiększam średnicę słomianki na szklany stolik, bo w sklepach nie możemy dostać odpowiedniego rozmiaru.
Andrzej z kolei zamontował dodatkowe oświetlenie nad kuchennym blatem...
... i skonstruował półkę na kosze pod sufitem w przedpokoju. Uczymy się tutaj powiększać przestrzeń do przechowywania rzeczy ;)
Oleandry są już w pełnym letnim rozkwicie.
Niezwykła jacaranda znowu w maju zrobiła się fioletowa.
Ogromne krzewy lantany są teraz obsypane niezwykłymi kwiatkami.
Natknęliśmy się na piękną morską chatkę.
Nasza hiszpańska koleżanka zaprosiła nas na zrywanie moreli.
Ponieważ już niedługo wyjeżdżamy do Polski, będę gotowała dżemy.
Kilkanaście słoiczków przyjechało z nami do Pucka.
Andrzej umył żagiel z soli i przed zwinięciem suszy go na słońcu.
Znowu pod oknami przechodzą konie.
Potem odpoczną sobie u Miguela w Zankarze (zdjęcie zrobili nasi sąsiedzi z Marsylii).
Playa Honda przygotowuje się do lata, wszędzie odświeżanie. W tym miejscu czasami stoi scena.
Ławki wzdłuż bulwaru już nie są żółte. W dodatku zostały pomalowane artystycznie :)
Jeden utalentowany człowiek porobił takie ładne malowidła.
Nasz kaktus spędzi lato na świeżym powietrzu, w Zankarze.
Krótko przed wyjazdem, po dwuletnich potężnych robotach ziemnych, zdjęto starą, połataną nawierzchnię naszej ulicy.
Nazajutrz sąsiedzi zamieścili na forum zdjęcie nowego asfaltu.
Po kilku dniach nasza ulica Julieta Orbaiceta odzyskała dawny wygląd.
Na moim blogu nie może zabraknąć serii zdjęć zachodów słońca.
Ogniste niebo znalazło się na wielu fotografiach mieszkańców Playa Honda.
A to zupełnie inny zachód.
Dzisiaj chmury tworzą pasy.
Piękne barwy.
Prawie codziennie wieczorem sięgam po aparat i pstrykam.
Wystarczy podejść do okna...
Rzadki widok spokojnego nieba.
Tym razem dynamicznie...
Pomarańczowo.
Nowe słupki mają solarne lampki i stanowią przyjemną ozdobę przejścia na plażę.
Widok z naszego ogrodu.
Gdy w końcu na bulwarze zapada zmrok, ukazuje się ładnie oświetlony półwysep.
Samochód jest już spakowany. W piątek o świcie wyruszymy w trasę do Polski.
Po przejechaniu kilkuset kilometrów zatrzymujemy się na śniadanko. Na zielonym parkingu spotykamy sympatycznego Holendra podróżującego samotnie motocyklem, a zaraz potem tego królika :)
Lewą stroną zmierzamy w kierunku aragońskiego miasta Huesca i Pirenejów Atlantyckich.
Zamieszczę kilka charakterystycznych zdjęć górskich dzieł architektonicznych.
Tunele Monrepós to seria tuneli drogowych zaprojektowanych w celu pokonania pirenejskiego obszaru pomiędzy miastami Huesca i Sabiñánigo. Obecnie istnieje 10 starych, już nieczynnych tuneli oraz 7 nowych należących do autostrady A-23 (Mudéjar).
Każdy tunel oznaczają inne elementy z rudej zardzewiałej stali.
Fajnie to wygląda, cała autostrada Mudéjar już od Walencji ozdobiona jest takimi artystycznymi atrybutami.
Znowu śpimy w górskim schronisku przy granicy z Francją, w Canfranc - Estatión. To widok z naszego okna.
Rankiem góry są pięknie oświetlone.
Małe opuszczone chatki to częsty widok na francuskim pirenejskim szlaku.
Dziurawe dachy, brak ludzi, ale pejzaże są piękne.
Kilka minut odpoczynku na remontowanej drodze pozwala zrobić wyraźne zdjęcie.
Tym razem samotnym pielgrzymem na szlaku do Santiago de Compostela jest starsza pani, która odpowiada na nasze pozdrowienie.
Przez szybę samochodu wciąż fotografuję ciekawe krajobrazy.
W porównaniu z ciężarówką widać ogrom tych gór.
Kolejny uroczy pirenejski zakręt - często obowiązuje tutaj ograniczona prędkość.
Wyjeżdżamy z górskich tras i chwilę odpoczywamy w ładnym miejscu.
Świt na francuskiej prowincji często bywa mglisty.
Po dwóch noclegach we Francji zbliżamy się do granicy z Niemcami. W pobliżu francuskiego miasta Hombourg - Haut, po rozmowie z mieszkańcem, decydujemy się przejechać przez zamkniętą drogę. Poprzedniego dnia był tu gradowy kataklizm, wszędzie są połamane drzewa i osuwiska ziemi.
A to futurystyczny dworzec lotniczy we Frankfurcie nad Menem (przy autostardzie A3).
Od czasu do czasu nad autostradą widać startujący samolot.
Niemieckie drogi są ciągle remontowane, wymiana nawierzchni i budowa dodatkowych pasów przebiega dość sprawnie i w niewielkim stopniu zakłóca codzienny ruch.
Odpoczynek na parkingu w okolicy Parku Narodowego Hainich w Turyngii (centrum Niemiec).
Jesteśmy już w Brehnie niedaleko Lipska. Ulubiony Hotel Anhalt to czwarty, ostatni nocleg w trasie.
Na zapleczu Andrzej fotografuje zabytkowe pociągi.
Przez cały wieczór w hotelu jesteśmy sami, bo dzisiaj Zielone Świątki i nie ma obsługi. Klucze odebraliśmy ze skrytki. Towarzyszy nam dziwny, nieopierzony gołąbek.
Warszkowo za Sławnem, restauracja "U Szwagra". Wracając z Hiszpanii zawsze jemy tutaj pyszny obiadek (zdjęcie z kamery samochodowej).
W Pucku czeka na nas trawnik, który od dwóch miesięcy nie był koszony. Jeszcze parę miesięcy i wyrósłby las...