Z końcem marca wyruszamy w drogę do Hiszpanii. Pierwszy nocleg mamy w Ibisie Hannover - Garbsen.
Po dobrze nam znanej trasie przez Niemcy, Belgię i Francję, sięgam po aparat dopiero na początku Pirenejów Atlantyckich, dzisiaj owianych niskimi chmurami.
We francuskiej części gór widoki są imponujące, ale zwykle dość ponure.
W chłodnej Dolinie Aspe zatrzymujemy się na śniadanie.
Piknik nad rzeką Aspe w środku wysokich gór jest przeżyciem prawie mistycznym.
Jedziemy wzdłuż torów dawnej kolei kursującej na trasie Francja - Hiszpania.
Kolejne ronda kierują nas do aragońskiej prowincji Huesca i stolicy Aragonii - Saragossy.
Widoczek obok Lées-Athas (Nowa Akwitania).
A to główna ulica Urdos, wysokogórskiej miejscowości i gminy. Urdos zasiedla tylko ok. 160 mieszkańców.
Kolejny samotny pielgrzym podążający trasą do Santiago de Compostela.
Wjazd do Tunelu Somport (8,6 km) oznacza, że wyjedziemy z niego już w Hiszpanii.
Po hiszpańskiej stronie gór, tak jak zwykle, czeka nas zmiana pogody oraz szerokie drogi i punkty widokowe.
Wielkie blaszane figury wskazują na to, że jesteśmy już na A23, czyli wygodnej trasie szybkiego ruchu biegnącej na południe - o nazwie "Mudejar".
Mijane krajobrazy urozmaicają wielkie pola winorośli i drzewek owocowych, które zaczynają wypuszczać wiosenne listki.
Ważne rozwidlenie dróg: kierujemy się na Teruel.
To już południe Hiszpanii - witamy się z byczkiem Osborne'a umieszczonym na wzgórzu. W całej Hiszpanii jest ich 90, z czego w samej wspólnocie Walencji aż 12.
Playa Honda La Manga, pierwsze zdjęcie z plaży. To nasz dom, Verdemar II.
Poranna panorama bulwaru w kierunku Półwyspu La Manga.
A to widok w stronę przeciwną.
Restauracja pod naszymi oknami ma teraz nazwę "Miaya Beach", wieczorami zmienia kolory.
Właśnie świeci się na czerwono :)
"Kawa, kawusia, pani Serwusowa - no no no, przepychota..." ;) Herbatkę pija się tutaj tylko na problemy zdrowotne.
Zaraz po naszym przyjeździe zaczynają się obchody Wielkiego Tygodnia czyli Semana Santa. (zdjęcie Laverdad.es)
We wszystkich miastach Murcji odbywają się widowiskowe procesje związane z Semana Santa. Podziwiamy wielkie zaangażowanie mieszkańców. (Laverdad.es)
Znowu w Hiszpanii piekę mazurka oraz babkę drożdżową i przygotowuję skromne święta.
Tradycyjnie, na Wielkanoc myjemy okna :)
Konieczna już była wymiana lodówki - na święta kupujemy sobie nową.
Wielkanocną niedzielę spędzamy w miłym towarzystwie naszych sąsiadów - Szwedów.
Potem dostaliśmy od nich sympatyczną kartkę :)
Po Zmartwychwstaniu procesje na ulicach Murcji wyglądają już inaczej. (fot. Laverdad.es)
Po zakończonym Wielkim Tygodniu wierni odkrywają twarze i noszą już inne feretrony. (fot. Laverdad.es)
Wybieram się na pierwszy dłuższy spacer po ortopedycznej operacji stopy. Chodzimy uliczkami pobliskiego caravaningu "Capfun La Manga".
Obok naszego domu obserwujemy widowiskowy sposób transportu ciężkich rzeczy na ostatnie piętro wieżowca.
Gdy tylko mijają święta, w mieście Murcja odbywają się tradycyjne obchody "Pogrzebu Sardynki" (Entierro de la Sardina) oraz cała seria kulturalnych imprez na powitanie wiosny.
Jest to parada uliczna i różne festyny, które przed stuleciami wymyślili żacy tęskniący za minionym karnawałem.
Ulicami Murcji przechadzają się przebierańcy oraz przemieszczają się tematyczne platformy, z których rozrzucane są zabawki dla dzieci. Kulminacją obchodów jest spalenie wielkiej kartonowej sardynki.
Tegoroczna 'królowa sardynek' pozdrawia z wysokości ogromnego konia.
Każdego ranka spaceruję brzegiem morza i rehabilituję stopę. Po lewej stronie - klimatyczna plażowa "Zankara", a po prawej, w oddali, widać budynki w Mar de Cristal.
Spacer uliczkami Playa Honda. Tak ciepłego i suchego kwietnia nie było tu od 65 lat.
Nowiutki apartamentowiec "Los Flamencos".
Ten gołąb codziennie korzysta z wody w naszym basenie. Jest bardzo sprytny.
Natomiast wróble przylatują na okno sypialni po okruchy z bagietek i aktywnie się ich domagają :)
Spędzamy trochę czasu w Los Belones, u naszej sympatycznej znajomej Margarity, tym razem w towarzystwie jej niemieckiej koleżanki z Moguncji.
Nikogo tu nie dziwi, że siedem zielonych papug siada sobie na drutach...
Andrzej wypuszcza się na rowerowe przejażdżki i robi zdjęcia ładnych krajobrazów.
Widok na wybrzeże. Strzałką zaznaczyłam nasz dom.
Całe pole porośnięte jest złocieniem.
Na drugim brzegu widać zabudowania półwyspu La Manga.
W naszej urbanizacji postawiono domki dla kotów. Do wnętrza i karmienia zwierząt mają dostęp tylko wyznaczeni wolontariusze.
W Playa Honda jest dużo błąkających się kotków. Ten zagubił się na bulwarze.
Wieczorami dokarmiamy dzikie koty mieszkające w pobliżu łąki.
Od 1 do 5 maja w Caravaca de la Cruz odbywa się festyn Caballos del Vino - bieg koni przytrzymywanych za lejce przez biegnących obok mężczyzn.
Zwycięża koń, który pokona trasę do zamku (pod górę) w najkrótszym czasie.
Są tam także procesje do zamku-sanktuarium, ofiary z kwiatów dla patronki oraz efektowne pokazy pirotechniczne.
Na naszym patio pojawiły się świeże kwiaty kwitnącej palmy.
Codzienny poranny rytuał: Andrzej po kąpieli w morzu, ja po rehabilitacyjnym spacerku jego brzegiem. Herbatka i słoneczko w ogrodzie.
Sucha łąka niedaleko domu została skoszona, wieczorami buszują tu stada mew.
Nieużytki nad wodą. W tym miejscu powstanie ekologiczna ścieżka łącząca caravaning (2 tys. domków) z bulwarem w Playa Honda.
W majowy weekend przyjechało do swoich letnich mieszkań mnóstwo ludzi z odległych regionów Hiszpanii. Jest piękna pogoda.
Widoczek z plaży.
Odwiedzamy port w pobliskim Cabo de Palos (to taka Jastarnia obok Juraty).
Jest tu ogromna liczba mniejszych i większych łodzi oraz pięknych jachtów.
Kościół w porcie.
Pierwszy raz udało nam się obejrzeć wnętrze.
Jedziemy do Kartageny, w Decathlonie kupuję stolik zastępujący mi biurko, do którego jestem przyzwyczajona. Na tarasie mam teraz kącik do pisania i malowania :)
Nie możemy pominąć ulubionego baru "Pistaccio".
Któregoś ranka podziwiamy ciekawe oświetlenie przeciwległego brzegu zatoki. Widoczna z okien góra bieleje jak Fudżi (odległość to kilka km).
Uwiecznienie sztormu.
Znowu odwiedzamy przylądek Cabo de Palos. Tym razem wędrujemy do latarni.
Nad brzegiem Morza Śródziemnego, obok wciąż czynnej, starej morskiej latarni.
Ten wysoki słup z kulą wyznacza początek Półwyspu La Manga.
Jest tak ostre słońce, że postanowiłam kupić kolejny kapelusz ;)
U nasady półwyspu stoję przy naszym ulubionym supermarkecie Mercadona. Za mną stacja benzynowa, w której zwykle tankujemy paliwo.
Niedaleko stąd, w powstającym centrum handlowym "Las Dunas", rozpoczęła się już budowa nowej Mercadony, o imponującej ogromnej powierzchni.
Dzisiaj na obiad robię zapiekankę. Zajadamy się świeżymi hiszpańskimi warzywami.
Na La Mandze podziwiamy niedawno otwarte centrum spotkań i zakupów "Plaza Bohema".
Odpoczywam na ławeczce i kontempluję panujący tu leniwy nastrój ;)
Ten charakterystyczny budynek z każdej strony ma widok na morze (małe i duże).
Z jego innej strony, przy plaży Morza Śródziemnego, podziwiamy surferów szalejących na falach.
Wielki krzak kwitnącej lantany. W Polsce spotykamy ją tylko w doniczkach.
Zdjęcie na tle pięknego kolczastego sukulenta.
Zadbane otoczenie małego kościoła znajdującego się na półwyspie.
Śliczna ta palma :)
Mur otaczający kościół z napisem typu graffiti: Miłego dnia.
Sit rozpierzchły rosnący na bardzo słonych nieużytkach.
Obok napotykamy wyschnięte plamy po słonej wodzie. Pozostają tylko płaty soli.
Spacer po Playa Paraiso (Rajskiej Plaży).
Tu mniej więcej przebiega granica między Playa Honda a Playa Paraiso.
Stoję obok terenów chronionych solnisk, Salinas de Marchamalo, powstała tu nowa ścieżka rowerowa.
Imponujące wilczomlecze.
Ustawiam się na tle kolorowych kwiatów, które zawsze wzbudzają nasz zachwyt.
Każdego roku w maju cieszymy się, gdy zakwita to niezwykłe drzewo - jacaranda mimozolistna (zwana też drzewem palisadowym albo różanym).
Taki sobie widoczek... fragment budynku Carmen, sąsiadującego z naszym.
15 maja przed północą, z tarasu oglądamy widowiskowy pokaz fajerwerków, trwający o wiele dłużej niż nasze sylwestrowe...
Okazuje się, że tego dnia oddano do użytku pierwszy w Hiszpanii hotel "Grand Hyatt La Manga Club Golf & Spa". Hotele tej ekskluzywnej marki są tylko cztery w Europie. Rano robimy zdjęcie z tarasu, przybliżając obiektywem kilkukilometrową odległość.
Moje ulubione miejsce do oglądania wieczornej telewizji.
Plaża nad dużym morzem. Siedzę w zamkniętym tego dnia barze, o nazwie "Odessa". Powiewa tu ukraińska flaga.
Andrzej spaceruje i tradycyjnie - zbiera duże muszle.
Wieczorami nie tylko my fotografujemy zachody słońca...
Znowu zamieszczam serię zdjęć niezwykłego nieba.
Wybieram je spośród setki zebranych obrazów.
Zachwycające...
Zanosi się na deszcz. Niestety, nie spadł. Wszyscy tutaj czekają na opady, susza w Murcji jest coraz bardziej dotkliwa dla rolnictwa.
Wieczorne niezwykłe niebo.
A tu artystycznie machnięte pędzlem...
Zbliża się koniec wiosennego pobytu w Hiszpanii. Sąsiad z parteru wziął na swój odkryty taras naszą doniczkę z kaktusem, żeby nie zabrakło mu wody. Inny sąsiad podarował nam pięciolitrowy baniak z naturalną oliwą. Dobrych mamy tu sąsiadów, szkoda wyjeżdżać :)
Już w trasie do Polski, gdzieś w okolicach Saragossy robię zdjęcie pięknej hacjendy.
Postanowiliśmy zatrzymać się w Pirenejach. Jedziemy do Jaca w prowincji Huesca.
Postać narciarza przy A23 informuje, że zbliżamy się do górskiego kurortu.
Zatrzymujemy się w "Gran Hotel". Jaca czterokrotnie ubiegała się o organizację zimowych igrzysk olimpijskich.
Hotel jest bardzo przyjemny i wart polecenia.
Widok z balkonu to kwintesencja rodzaju miejskiej architektury i gór.
Idziemy na spacer, w kierunku strategicznej dawnej twierdzy, która broniła wstępu do Pirenejów Aragońskich.
Wokół wysokich murów cytadeli pasie się stado przyzwyczajonych do ludzi jelonków.
Ciudadela de Jaca to twierdza zbudowana w XVI wieku w celu obrony przed Francją.
W kamiennym sklepiku przy cytadeli kupujemy pamiątki z Jacy.
To ważna kaplica - zwiedzamy ogromną kamienną Katedrę Św. Piotra Apostoła z XI wieku. Katedra ma status siedziby biskupiej.
Wyjeżdżamy z Hiszpanii swoją ulubioną, mało uczęszczaną górską trasą. W 2003 roku na bronionym w przeszłości szlaku wybudowano Tunel Somport łączący Hiszpanię i Francję.
Przejazd przez francuską część Pirenejów jest za każdym razem dużym przeżyciem.
Zbliżamy się do wysoko położonej wioski Urdos.
Zwykle tu pada, wszędzie daleko - mieszkańców stopniowo ubywa. Dla nas to piękne miejsce.
Kiedy zbocza wyraźnie zielenieją, wiemy już że to gmina Oloron-Sainte-Marie. W mieście Oloron spędziliśmy już niejeden nocleg.
Jesteśmy w regionie centralnym Francji, około 200 km na południe od Paryża. W pobliżu Neuvy-sur-Barangeon, w lesie, znajduje się przepiękny pałacyk Château du Grand Chavanon (zwany też Château de Saint-Hubert).
Pałac został zbudowany dla markiza Borzasa w roku 1897. Potem był siedzibą arcybiskupa, a później mieszkał w nim afrykański cesarz Bokassa.
Zatrzymujemy się na chwilę obok wielkiego pola krwistoczerwonych kwiatów.
Dopiero w Polsce orientuję się, że było to uprawne pole koniczyny czerwonej, cennego zioła leczniczego. Niesamowity widok.
W mijanych francuskich miasteczkach pięknie kwitną irysy i fioletowa perowskia łobodolistna (panie Łukaszu, dziękuję za rozpoznanie ;)).
W szczerym polu koło Villeperrot (departament Yonne) jest fragment akweduktu de la Vanne z 1874 roku. Był linią poprawiającą zaopatrzenie Paryża w wodę.
A to zabytkowa Halle de Piney (Sala Sosnowa), miejsce corocznych jarmarków w miejscowości Piney w Szampanii - Ardenach.
Nieco zmienioną trasą, z pominięciem Belgii, zbliżamy się do Niemiec. Mijamy wiele bardzo wiekowych budynków.
Ceffonds – miejscowość i gmina we Francji, w departamencie Górna Marna. Kierujemy się na niemieckie Saarbrücken, położone tuż za granicą z Francją.
Nasz ostatni nocleg spędzamy w przyjemnym hoteliku "Anhalt" w Brehnie niedaleko Lipska. (zdjęcie booking.com)