Samochodem do Hiszpanii - La Manga - kwiecień-maj 2018
mam 61 lat....
Kolejny raz wyruszamy do Hiszpanii. Na tej trasie często spotykamy kampery jadące na południe.
Zatoka Mar Menor, Półwysep La Manga i osada Playa Honda to miejsca, za którymi tęskniliśmy całą zimę.
Wyjeżdżamy na początku kwietnia i na zachodzie Europy z radością odnajdujemy pierwsze oznaki wiosny. Kwitnąca forsycja wita nas przy hotelu w Dortmundzie.
Gdy wjeżdżamy do ładnego miasteczka Theux w Belgii, wiemy, że 1/3 trasy jest już za nami.
Na stacji "Woinic" w okolicach francuskiego Reims, koło ogromnego dzika, znowu tankujemy paliwo. Tym razem zrobiliśmy lepsze zdjęcie ;)
Kolejny nocleg mamy w zabytkowym francuskim Gien. Kiedyś osada celtycka, potem hrabstwo. Na zdjęciu piętnastowieczny zamek nad Loarą.
Mieszkamy w uroczym pensjonacie Villa Hotel.
Spędzamy wieczór nad sadzawką w ogrodzie, wśród kilku kur, kaczek i gęsi :)
A to migawka z francuskiego hotelu w Oloron-Sainte-Marie - u podnóża Pirenejów, już tu spaliśmy.
Przez okno oglądamy ośnieżone szczyty, jutro przeprawimy się przez te góry.
W dalszą podróż wyruszamy bladym świtem. W Pirenejach z podziwem obserwujemy samotnego pielgrzyma (to odcinek szlaku do Santiago de Compostela).
Z chłodnej francuskiej części gór wjeżdżamy w ponad 8 kilometrowy Tunel Somport zbudowany w 2003 roku. Granica z Hiszpanią przebiega w połowie tunelu.
A to już po stronie hiszpańskiej. Zupełnie inna pogoda, na chwilę wjeżdżamy w mleczną mgłę, potem już tylko słońce.
Pierwszy spacer w ukochanej Playa Honda, po długiej zimie cieszy nas każdy kwiatek :)
Pod kwitnącym drzewkiem - to kuflik cytrynowy, ma kwiaty jak szczoteczki.
Z Polski przyjechał z nami kaktus zwany "fotelem teściowej". Wrócił do swojego klimatu ;)
Andrzej w internecie sprawdza wiatry nad Mar Menor, będzie szykował sprzęt do pływania.
Nasze znajome wróbelki założyły gniazdo w kącie przy oknie. Rzucamy okruszki na parapet i nasłuchujemy szczebiotu piskląt.
Łączka ze słonecznicą (delosperma). Szkoda, że ta piękna roślina nie przetrzymuje polskiej zimy.
Nad zatoką wszystko kwitnie na żółto...
... i fioletowo. Piękne łąki z powojem.
Siedziałam sobie na słupku ;)
Przylecieli do nas na tydzień Kasia i Przemek, oglądamy końcówkę Półwyspu La Manga.
Są tutaj słone łąki i okresowo wysychające zbiorniki solankowe. Unikatowy ekosystem.
Saliny Świętego Piotra czyli San Pedro del Pinatar Saltworks and Sandy Spots Regional Park (to ok.800 hektarów dzikiej przyrody).
Odnajdujemy nieznane roślinki.
- i robimy fotki. Gdy tak długo czeka się na wiosnę, każdy kwiatek przykuwa uwagę.
Na La Mandze, obok zwodzonego mostu El Estatio
Ogromna róża wiatrów namalowana na bulwarze w Playa Honda.
Przemek robi piękne, artystyczne zdjęcia.
Wieczory nad zatoką są cudowne.
Po drugiej stronie Mar Menor widać oświetlony Półwysep La Manga.
Jedziemy do Cartageny. W porcie zastajemy przygotowania do biegów długodystansowych.
Kasia robi sobie zdjęcie przed "bratnią uczelnią" - Politechniką Kartageńską.
Na promenadzie :) Cartagena jest największym portem hiszpańskiej marynarki wojennej.
Przy nabrzeżu podziwiamy MS Koningsdam - najnowszy i najnowocześniejszy statek pasażerski we flocie Holland America Line.
Z punktu widokowego fotografujemy panoramę miasta i portu.
Ten wielki, najdroższy jacht świata wart jest 450 mln euro, tyle co Stadion Narodowy. To jeden z dwóch serwisowanych w kartageńskiej stoczni Navantia, które są własnością rosyjskiego multimiliardera.
Chwila zadumy przy ruinach rzymskiego amfiteatru Augusteum.
Mieści 6 tysięcy widzów i wciąż odbywają się tu przedstawienia.
Tuż obok ulokowany jest amfiteatr współczesny.
Spacerujemy po górze zamkowej, zachwyca mnie dywanik z petunii...
Wśród pelargonii spotykamy pawie!
Jeden z nich ładnie nam się zaprezentował :)
Z górnych tarasów podziwiamy miasto. Mieszkali tu Kartagińczycy, Rzymianie, Arabowie i w końcu Hiszpanie.
Popiersie Asdrúbala el Bello - polityka i generała kartagińskiego (ok. 270 - 221 pne), jednego z założycieli miasta.
Korzenie tego drzewa są niesamowite!
Miejskie zaułki.
Zachowane fasady budynków robią duże wrażenie.
Nawet zwykły kiosk z gazetami jest bardzo stylowy ;)
Znowu misiek :)
Niby zwykła mewa, ale akurat ta polubiła dachy samochodów...
Hmmm :)
Kościół w centrum miasta.
Urocze obrazki.
Spacerujemy uliczkami starówki.
Na Placu Świętego Franciszka rosną bardzo wysokie, stare palmy.
Pomnik "Augusto décapité" na Plaza de San Francisco.
A to już mała miejscowość - Los Belones.
Tego spokojnego konika spotykamy w Los Belones, na początku naszej kolejnej przyrodniczej wycieczki - do Parku Calblanque.
Zdjęcie na tle ogromnego wilczomlecza (Euphorbia).
Regionalny Park Calblanque znajduje się na wschodnim krańcu linii brzegowej Morza Śródziemnego, pomiędzy Cabo de Palos i Portmán.
Ta enklawa charakteryzuje się ogromną różnorodnością środowisk, które się w niej zbiegają, zasiedla je wiele endemitów.
Na wydmach występują rzadkie gatunki ptaków i drobnych ssaków, a także jaszczurki z czerwonymi ogonami :)
Żeglarz portugalski. W kwietniu po wichurach zdarza się, że morze wyrzuca niebezpieczne, parzące rurkopławy - bąbelnice. Lepiej wtedy nie wchodzić do wody.
Wydmy, zatoczki, bagna słonowodne i klify tworzą niesamowite krajobrazy...
Na oznakowanym szlaku turystycznym.
A to już port w Cabo de Palos.
Droga do latarni.
W 1865 roku przy brzegu miasta Cabo de Palos stanęła latarnia morska o wysokości 80 m.
W Islas Menores, na trasie rowerowej wycieczki.
A to "leżące koniki" przy bulwarze w Los Nietos.
Widok na port rybacki w Los Nietos.
Z tarasu oglądamy dziwnie przyćmione słońce, z "Murcia Today" dowiaduję się, że to niesiony z wiatrem pył znad Sahary.
Sztorm wyrzucił z naszej zatoki mnóstwo muszelek...
Starsi panowie z całej Europy wyszli popływać ;)
Krótkie suszenie obok mnie na leżaku i powrót na wodę :)
Odwieźliśmy młodych na lotnisko w Alicante i w drodze powrotnej, koło Torrevieja fotografujemy stada flamingów.
Są tam wyschnięte słone sadzawki.
Flamingi spokojnie pasą się w płytkich słonych jeziorkach.
Ich niezwykła czerwona barwa piór pochodzi od dużej ilości zjedzonych skorupiaków. Barwnik nazywa się astaksantyna i skorupiaki przyswoiły go z alg...
Flaming w locie to niezwykły widok.
Przy okazji łapiemy inne ptaki brodzące. To chyba szczudłak.
Znowu ładny zachód słońca, fotka z naszego okna...
Wieczory spędzamy na tarasie.
Andrzej lubi tam poczytać.
Jedziemy na zakupy - przed centrum handlowym "Śródziemnomorska Przestrzeń".
Ustawiam się na tle żywej ściany.
W niedzielne południe zaglądamy na ogromne targowisko miejskie w Cabo de Palos.
Przypominają moje zmieraczki ;)
W sklepie z ceramiką kupujemy komuś w prezencie wielką papugę.
Ostatnie spacery polami i łąkami...
Oglądamy jak rosną małe melony, potem będą u nas w Lidlu ;) Murcja to tereny rolnicze zaopatrujące chłodniejszą część Europy.
Opuncje w czyimś ogrodzie są już wielkości drzewka.
Z polem uprawnym graniczy ogromny teren "Caravaning La Manga". Są tu uliczki, domki, przyczepy, sklepy i bary. Dobra meta dla miłośników sportów wodnych.
Żegnamy Playa Honda zdjęciem niezwyczajnie kwitnącego, dużego krzewu. To gwiazda betlejemska (poinsecja) i jej piękne, czerwone przykwiatki.
Fotka zrobiona przy naszej ulubionej autostradzie Mudéjar, biegnącej na północ Hiszpanii aż do tunelu w Pirenejach.
Na trasie Mudéjar, gdzieś koło aragońskiego Teruel. To mniej uczęszczana i bezpłatna droga szybkiego ruchu, którą przyjemnie przemierza się Hiszpanię.
Wjeżdżamy w Pireneje.
Dobrze oświetlone, ośnieżone szczyty robią niesamowite wrażenie...
W górskim miasteczku Canfranc powstało podziemne laboratorium, gdzie prowadzi się badania nad ciemną materią.
Wita nas Francja.
W wielu francuskich miasteczkach podziwiamy platany przycięte w charakterystyczny sposób.
A to już pierwszy nocleg we w Francji. Hotel sieci Campanile w Mont de Marsan.
Bardzo tu przyjemnie, warto się zatrzymywać.
Blisko hotelu znajduje się nowoczesny Lidl, trochę się różni od naszych, ale w środku prawie to samo ;)
Na parkingu przed sklepem są stanowiska do ładowania samochodów elektrycznych.
Kolejny nocleg mamy w Fasthotel Paris Sud, w Montereau-Fault-Yonne nad Sekwaną. Tu przy okazji odwiedzamy olbrzymie centrum handlowe Leclerc.
Śliczna kotka umilała nam wieczór przed hotelem.
Wyruszamy w dalszą drogę. Zatrzymujemy się we francuskim Baye i znowu kupujemy tu świeżutką bagietkę.
Bardzo miła malutka piekarnia, pyszne pieczywo, warto tu przystanąć.
To już ostatnie zdjęcie z tej podróży, niemiecki parking przy autostradzie, do granicy pozostało kilkadziesiąt kilometrów. Po miesiącu wracamy do Pucka.