Sophia Loren

Sophia Loren na okładce książki

Zbyszek Nowak

z najlepszym polskim bioenergoterapeutą,
Panem Zbyszkiem Nowakiem

„Ten, co w nic nie wierzy, zdradza ubóstwo swojej myśli, ten zaś co wierzy we wszystko,
wykazuje swoją głupotę."

O. Andrzej Czesław Klimuszko


           Od przeszło czterech dekad interesuję się fenomenem życia w jego dwóch aspektach: poznania fizycznego i metafizycznego. Dzisiaj chciałabym zatrzymać się chwilę nad tym drugim, pełnym niezwykłych i fascynujących zjawisk. Wracam do takiej tematyki zwykle wtedy, gdy wypełniłam już wszystkie bieżące zadania i zaczyna mnie otaczać cisza. Przeważnie jest to cisza zimowa. Wyraźniej wówczas słychać własne myśli, a pamięć wędruje do wyjątkowej literatury i osobliwych osobistych doświadczeń. Zapalam więc sandałowe kadzidełko i piszę...

 

              Z początkiem lat 90-tych ubiegłego stulecia Krzysztof Kowalski - archeolog i dziennikarz, napisał: „Nauka zmądrzała i nie twierdzi już, że czegoś nie ma, jeśli ona nie potrafi tego czegoś zbadać eksperymentalnie i uzasadnić teoretycznie. Jednak nabiera w takich przypadkach wody w usta, wstyd jej przyznać, że o danym zjawisku nie ma pojęcia." Współcześnie, coraz więcej naukowców nie obawia się już o swoją reputację, pisząc artykuły oraz próbując za pomocą odpowiednich dostępnych narzędzi pomiarowych zanalizować niezwyczajne i niejasne dotąd fakty.
            Od kiedy pojęłam, że każdy człowiek może 'leczyć rękami' osiągając przy tym wymierne wyniki, przestałam wątpić w rzeczy, które są trudne do ogarnięcia rozumem. O emanacji przez nakładanie rąk afrykańskim dzieciom czuła się zapewne przekonana także ikoniczna włoska aktorka starszego pokolenia - Sophia Loren, której zdjęcie znalazło się na okładce książki. Piotr Lewandowski opisał w niej metodę samoleczenia zwaną B.S.M., którą jej twórca Eugeniusz Uchnast nazywa oddziaływaniem na centralny układ nerwowy poprzez pole elektromagnetyczne. Także metoda reiki - prastara sztuka terapii odkryta przez japońskiego lekarza, chrześcijańskiego zakonnika, doktora Mikao Usui koncentruje się na leczeniu za pomocą nakładania rąk. Tu jednak mówi się o uniwersalnej energii życiowej lub bioenergii. Oddziaływanie takie może być terapią dla drugiego człowieka, ale także samoleczeniem, przykładanie rąk bowiem, odnosi także skutek w autoterapii. Ileż to razy łapiemy się na tym, że trzymamy dłoń na bolącym miejscu - nasz organizm po prostu reaguje intuicyjnie. Nowoczesne i wnikliwe studium ludzkiej aury i 'leczenia rękami' stworzyła amerykańska fizyk, niegdyś pracująca w NASA - Barbara Ann Brennan, która dzięki znajomości i zastosowaniu metod oraz narzędzi pomiarowych nakreśliła naukowe podstawy, dokonała analiz, a także opisała odkryte zjawiska dotyczące biopola człowieka. Obecnie, wiekowa już dama, całkowicie poświęciła się szeroko pojętemu uzdrawianiu i kształceniu innych.
            Współcześni ludzie, zaangażowani w pracę, zabiegani i otoczeni mnóstwem wytworów techniki, utracili swoje naturalne 'anteny'. Brakuje im intuicji, nie wyczuwają miejsc o dobrej i złej energii, nie odbierają też tego, co dzieje się z drugim człowiekiem - jego smutku, bólu lub szczęścia. Prawie nikt już nie odczuwa dobrych bioprądów brzozy czy świerka, a złych - olchy czy berberysu. Naturalnie przyrodzona nam wrażliwość na drugą osobę, zwierzę albo roślinę znacznie się zredukowała, a wraz z tym zanika też umiejętność operowania polem energetycznym. Jedynie człowiek, który czuje więcej i praktykuje swoje umiejętności jak najczęściej, jest w stanie obudzić w sobie oraz wzmocnić niezwykły dar leczenia przez nakładanie rąk. Jak już pisałam, taki potencjał tkwi w każdym. Sama przeszłam kiedyś przez dwa poziomy wtajemniczenia dotyczącego metody reiki i muszę przyznać, że pozwoliło mi to znacznie poszerzyć swoje horyzonty. Podczas walki z nowotworem mojego męża, uśmiechnięci od ucha do ucha (czyli bez uprzedzeń i z radością), śmiało korzystaliśmy z dodatkowej pomocy pozamedycznej (oczywiście, oprócz spełniania wszystkich zaleceń i zabiegów współczesnej zachodniej medycyny). Jeździliśmy na spotkania z najlepszym polskim healerem - Zbyszkiem Nowakiem. Jest dyplomowanym mistrzem bioenergoterapii, który 'leczeniem rękami' zajmuje się zawodowo już od kilkudziesięciu lat. Musiał swoją działalność wstawić w ramy legalnej firmy, bowiem ogromna liczba ludzi, którzy ciągle chcą się z nim spotykać, czy to w Podkowie Leśnej, czy na mityngach w dużych miastach, spowodowała, że nie ma on już czasu na żadną inną pracę zawodową. Moc pana Nowaka docenili nawet szejkowie z Kuwejtu i Kataru, gdzie został honorowym obywatelem, a w latach 80-tych przysyłano stamtąd po niego prywatne samoloty. Niezwykle ciepły, przyjacielski, od razu widać, że do drugiego człowieka podchodzi z miłością i troską. Ciągle poszerza swoją wiedzę, dzieli się nią na prelekcjach, jakby próbował dokładniej zanalizować dar, który posiada i utwierdzić się w słuszności swej drogi w oparciu o coraz to nowe doniesienia w kwestii naturalnego leczenia. Nie będę tu rozpisywać się o cudach medycznych jakie dokonały się z pomocą tego niezwykłego człowieka, pełno jest zdjęć rentgenowskich i wyników badań przed i po terapii. Z jego daru korzystają nawet profesorowie medycyny, którzy z zawodowej dociekliwości dokładnie analizują przypadki. Wspomnę tylko, że i mój mąż wiele lat temu wyszedł z raka z przerzutem, i mamy przekonanie, że do skuteczności terapii przyczyniło się również wsparcie pana Zbyszka Nowaka. Przy okazji i ja pozbyłam się pewnej przewlekłej dolegliwości. Mam z nim wspólne zdjęcie, a jego pozytywna aura zawsze się przypomina, gdy coś mi dolega. Leczenie za pomocą nakładania rąk wydaje się już teraz całkiem normalne, ale wielu wciąż jeszcze ocenia je jako nadzwyczajne i dlatego postanowiłam o nim wspomnieć we wpisie o takim właśnie tytule.

dalej str2